A ty jakiego bloga prowadzisz?

Jeszcze kilka lat temu było tak, że chłopak prosił dziewczynę o numer telefonu by umówić się z nią na kawę. Wcześniej, przed erą tanich SMSów, wysyłało się sygnał (opcjonalnie: głuchy, gong, strzałka), który oznaczał ni mniej ni więcej jak "myślę o Tobie" albo "co słychać?". Sygnał w odpowiedzi znaczył odpowiednio "ja też o Tobie myślę" lub "wszystko OK". Myślę, że ta epoka minęła bezpowrotnie. Teraz, choć możemy dzwonić ile nam się podoba, mam wrażenie, że ostrożniej wybieramy tych, którym zdradzamy swój numer telefonu. Nie szastamy swoim numerem na prawo i lewo. Staramy się zachować pozory prywatności. Posiadanie czyjegoś numeru oznacza, że łączy nas z tą osobą jakaś więź. Inaczej mówiąc - mamy po co do niej zadzwonić.
Inaczej jest z Facebookiem. Nie podajemy komuś numeru telefonu by nigdy do niego nie zadzwonić. Ale chętnie dodajemy do grona znajomych osoby by później nigdy się już do siebie nie odezwać. Bardziej aktualnym więc od "Dasz mi swój numer?" pytaniem jest "Jak masz na nazwisko? dodam Cię na Facebooku".
Dokładnie takie usłyszałam pierwszego dnia znajomości z koleżanką z pracy.
Co zrobić?
Panikuję.
Powiedzieć, że nie mam konta?
W końcu i tak się dowie jak się nazywam i przyłapie na kłamstwie.
A co jeśli jest seryjnym zabójcą? A może śledzi ludzi nie tylko w Internecie?
Nie miałam wyjścia. Powiedziałam jak się nazywam. Mój profil został natychmiast bezceremonialnie "obczajony". Z pracy zwolniłam się po tygodniu, "przyjaciel" na Facebooku został.
Tak to paradoksalnie jest, że ludzie twierdząc, iż chcą zachować prywatność, w tym samym czasie udostępniają swoje życie obcym ludziom. Sama niechcący się "wkręciłam" w publikowanie na Facebooku informacji o każdej ciekawej wycieczce czy obejrzanym dobrym filmie. Gdy czuję się dobrze - zdjęcie ląduje na Instagramie. Gdy mam zły dzień, zostaje to odnotowane. Gdy ubieram coś fajnego, zdjęcie na sto procent pojawi się na blogu.
Co prowadzi do trzeciego pytania, o którym chciałam dziś wspomnieć.
"A ty jakiego bloga prowadzisz?" usłyszałam podczas warsztatów See Bloggers w Gdyni. Jest to poniekąd zrozumiałe, gdyż jest to wydarzenie, które już po raz trzeci mogło się pochwalić największym zagęszczeniem blogerów na metr kwadratowy w Polsce.
Blogerzy wymieniali się wizytówkami niczym na spotkaniu biznesowym. Gdy nie byłam w stanie dać wizytówki (bo nie widziałam sensu drukowania takowych dla bloga "lajfstajlowego"), nikt nie chciał już mojego bloga poznawać. No dobrze, ktoś tam zanotował adres w komórkowym kalendarzu, ale raczej nic z tego nie wyniknie.
Sama nazbierałam do portfela kilkanaście wizytówek. Później, dużo później, zrobiłam z nich "przesiew". A wybór był ogromny" blogi kosmetyczne, kulinarne, rodzicielskie, konsultingowe...
Ale wracając do kluczowego pytania. A ty jakiego bloga prowadzisz?
Nie sądzicie, że już wkrótce to pytanie będziemy mogli usłyszeć na co dzień? Bloga założyć łatwo, garstka czytelników też się znajdzie. Wszechobecna chęć pokazania się, dania czegoś od siebie, poklasku (?) czy po prostu potrzeba wylania żalu "na papier"? Co nami kieruje? Sama nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Potrzebę publikowania czułam od zawsze choć brzmi to śmiesznie. Pierwszego bloga założyłam jedenaście lat temu. Od tego czasu zawsze jakiś był. Przeważnie o wszystkim i o niczym. Od kilku lat zaś publikuję głównie wpisy o tematyce szafiarskiej. Co sprowadza się do robienia wielu zdjęć przy nikłej treści. I to treści właśnie zaczęło mi brakować. Szczególnie słuchając prelekcji ludzi z pasją opowiadających o tworzeniu własnego "miejsca w sieci". Ja nie mogłam się niczym pochwalić.
Takim to sposobem właśnie podczas ubiegłorocznych warsztatów See Bloggers postanowiłam - będę pisać, a nie tylko publikować zdjęcia. Będzie ambitnie, ciekawie i bardzo subiektywnie.
Od wielu miesięcy notowałam sobie pomysły na tematy wpisów, które dyktowało samo życie. Mam nadzieję, że was nie zawiodę i każdy znajdzie tu coś dla siebie.
A ja będę mogła z dumą odpowiedzieć na pytanie "A ty jakiego bloga prowadzisz?".
Pozdrawiam,
Ania

Komentarze

  1. ja również nie widzę sensu dodawać kogoś do znajomych na fb, jeżeli dopiero przyjęłam się do pracy i nie jestem pewna jak długo będę pracować; po prostu mówię w prost, że mogę dać numer komórki do pilnego kontaktu, wbrew pozorom numer telefonu to nic strasznego w porównaniu z oglądaniem przez kogoś obcego moich prywatnych zdjęć na fejsie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty