Merkury, rozdział 1
Postanowiłam odkurzyć tego bloga. Na początek moje opowiadanie konkursowe zainspirowane fragmentem książki "Grand" Janusza L. Wiśniewskiego. Konkurs organizowany jest dla uczestników warsztatów, które odbyły się 22 lipca w Gdyni podczas See Bloggers.
Celowo nie czytałam jeszcze książki "Grand" by nie sugerować się stylem pisania autora (gdyż nie chcę nikogo naśladować), ani opisanymi w niej historiami. Moje opowiadanie zakłada opis wydarzeń z perspektywy dwóch głównych bohaterów. Kierowałam się również wskazówkami pana Janusza czyli przede wszystkim pisać o miejscach, które się zna, odwoływać się do nich jak najczęściej. No i podsłuchiwać! Najlepsze historie powstają z tych zasłyszanych. Na prawdę nam, lub otaczającym nas ludzi na co dzień przytrafia się wiele niesamowitych historii, które mogą być początkiem do napisania prawdziwego bestsellera.
Celowo nie czytałam jeszcze książki "Grand" by nie sugerować się stylem pisania autora (gdyż nie chcę nikogo naśladować), ani opisanymi w niej historiami. Moje opowiadanie zakłada opis wydarzeń z perspektywy dwóch głównych bohaterów. Kierowałam się również wskazówkami pana Janusza czyli przede wszystkim pisać o miejscach, które się zna, odwoływać się do nich jak najczęściej. No i podsłuchiwać! Najlepsze historie powstają z tych zasłyszanych. Na prawdę nam, lub otaczającym nas ludzi na co dzień przytrafia się wiele niesamowitych historii, które mogą być początkiem do napisania prawdziwego bestsellera.
Fragment, który miał być moją inspiracją znajdziecie poniżej.
Rano nie poszedł na śniadanie. Nie czuł głodu. Wjechał windą na ostatnie piętro i powoli schodził na dół, przechadzając się korytarzami. W pewnej chwili zobaczył siedzącą na podłodze kobietę. Opierała się plecami o ścianę. Zauważyła go, dopiero gdy do niej podszedł. Przestraszyła się. Pośpiesznie okryła nagie uda szlafrokiem. Zaniepokoił się tym, że siedzi sama. Na podłodze...
Janusz L. Wiśniewski, Grand
Zauważyła go, dopiero
gdy do niej podszedł. Stanął w bezpiecznej odległości, po
drugiej stronie ciasnego korytarza. Miał zatroskany wyraz twarzy.
Przynajmniej tak jej się wydawało. Czy to widok zapłakanej
nieznajomej tak go zaniepokoił czy miał swoje ważniejsze powody?
Pochylił się w jej stronę.
- Mogę w czymś
pomóc? - zapytał, a jego wzrok powędrował w dół ku jej
odsłoniętym udom.
Zorientowała się, że
szlafrok podsunął jej się odrobinę zbyt wysoko. Poprawiła go
pospiesznie uświadamiając sobie, że nie ma pod spodem bielizny.
- Nie, nie trzeba –
wymamrotała próbując wstać przy zachowaniu resztek godności –
właśnie szłam do swojego pokoju – dodała.
Mężczyzna wyciągnął
rękę w pomocnym geście, ale zignorowała ją. Nie chciała by
ktokolwiek jej dotykał. A już na pewno nie jakiś przypadkowo
napotkany mężczyzna. Przez głowę przeleciała jej myśl, że
przecież przyjechała tu właśnie po to, aby odbyć intymne
spotkanie z obcym mężczyzną, ale od razu ją odrzuciła.
Podniosła się starając
się przy tym okazać choć odrobinę gracji. Choć zaczerwieniony
nos i podpuchnięte oczy wyraźnie zdradzały jej lichy stan
emocjonalny, więc o żadnej gracji nie było mowy. Uleciała gdzieś
wraz z jej godnością, a podejrzewała, że nieco później jeszcze
tego samego dnia straci również resztki szacunku do samej siebie.
Nie pozostanie jej już nic. Choć naturalnie tego mężczyzny w
ogóle to nie interesowało, i nie powinno.
-Mieszka pani na tym
piętrze? - zapytał, przyglądając się tym razem jej twarzy. Jego
głos był zachrypnięty, jakby długo nieużywany. Obstawiła
długoletniego palacza.
- Tak... nie. To
znaczy tak, ale wracam na dół. Chyba zostawiłam klucz pod
prysznicem – wyjaśniła.
- Na dole?
- Tak. Obok siłowni.
- Rozumiem. Ubranie
też pani zostawiła na dole? - zapytał rozglądając się zapewne
w poszukiwaniu torby na odzież sportową.
Czuła, że się
czerwieni. Po raz drugi przypomniała sobie, że jest praktycznie
naga. W ciasnym korytarzu na przedostatnim piętrze hotelu. Ze
starszym, trochę zbyt wścibskim mężczyzną.
- Oddałam do prania –
powiedziała mając na myśli swój strój sportowy. - Pójdę już.
Zrobiła kilka
niezgrabnych kroków w stronę windy. Pomyślała, że musi wyglądać
idiotycznie w przykrótkim szlafroku i starych zużytych klapkach.
Nacisnęła przycisk dający znać, że chce jechać w dół.
Mężczyzna nie ruszył się z miejsca, ale czuła, że ją
obserwuje. Przeczesała ręką włosy. Pomyślała, że musi wyglądać
koszmarnie.
- Może przyniosę
pani ten klucz? - usłyszała pytanie tuż zza swoich pleców.
Podskoczyła zaskoczona. - Przepraszam, nie chciałem pani
przestraszyć.
- Nie, po prostu...
myślałam, że już pan sobie poszedł.
- Nie chcę być
natrętny – powiedział podnosząc ręce w geście pokazującym,
że nie ma złych zamiarów. - Zwyczajnie pomyślałem, że nie chce
pani paradować w tym stroju po całym hotelu.
- Paradować? -
powtórzyła zdumiona.
- Pokazywać się –
uściślił.
- Przyszłam tak na
górę – przypomniała. Zaczynał ją irytować. Winda nadal nie
przyjeżdżała. - Dziękuję za troskę, ale poradzę sobie –
odpowiedziała stanowczo. Jego mina zdradzała, że bardzo w to
wątpił.
Usłyszeli cichy dzwonek
windy i drzwi się przed nimi rozsunęły. Ze środka wyszła para w
średnim wieku. Zapewne wracali ze śniadania. Natalia uświadomiła
sobie, że jest bardzo głodna. Już dawno minęła pora, o której
zwyczajowo jadała śniadanie. Kiedyś, w poprzednim życiu –
pomyślała – zanim pewien mały człowieczek powywracał wszystko
do góry nogami. Potrząsnęła głową chcąc odgonić te myśli. Wsiadła
do windy i ze zdumieniem przekonała się, że jej nachalny towarzysz
zrobił to samo.
- Parter? - zapytał.
- Tak, poproszę –
skinęła głową. Odwróciła od niego wzrok jednak nadal widziała
jego odbicie w dużym lustrze, które zajmowało jedną z bocznych
ścianek kabiny. Nie patrzył na nią. Spoglądał prosto przed
siebie. Pomyślała, że ma dość przyjemną aparycję, choć
pewnie wyglądałby lepiej, gdyby na jego twarzy nie gościł
grymas, którego przyczyny nie miała jak się domyślić. - Jedzie
pan na śniadanie? - zapytała zanim zdążyła się ugryźć w
język. Ich spojrzenia spotkały się w lustrzanym odbiciu.
- Tak. Choć właściwie
nie jestem głodny. Myślałem, że jeśli się przejdę - urwał w
środku zdania. - Dlaczego pani płakała? - zapytał znienacka.
Winda zatrzymała się
na trzecim piętrze. Dołączyła do nich młoda kobieta ciągnąc
za sobą małą czerwoną walizeczkę na kółkach. Pojawienie się
dodatkowej pasażerki uratowało ją przed odpowiedzią na to
niezbyt uprzejme pytanie. Wysiedli w lobby i każde z nich bez słowa
udało się w przeciwnych kierunkach. Natalia skierowała się ku
schodom prowadzącym w dół do strefy fitness. Jej niechciany
towarzysz zaś podążył do hotelowej restauracji w drzwiach
przepuszczając blondynkę z czerwoną walizką. Wiedziała o tym,
gdyż nie wytrzymała i spojrzała przez ramię. Chciała się
upewnić, że spławiła natręta.
Klucz do jej pokoju leżał
tam, gdzie spodziewała się go znaleźć. W plastikowym pojemniku
zamontowanym do ścianki prysznica. Wrzuciła go tam bezmyślnie nie
mając co z nim zrobić po pozbyciu się ubrań. Opłukała go z
mydła w umywalce. Spojrzała na swoje odbicie. Wyglądała na
starszą, niż była w rzeczywistości. Potrafiła to sama przed sobą
przyznać. I czuła się tak samo staro. Za osiem dni skończy
trzydzieści dziewięć lat, a wyglądała na co najmniej dziesięć
więcej. Jej włosy, kiedyś zadbane i równo przycięte, teraz
przypominały włosie miotły do zamiatania podłogi. Końcówki
pamiętały resztki rozjaśniacza, natomiast odrost miał jej
zwyczajny mysi kolor, z którym borykała się przez całe życie i
szczerze go nienawidziła. Jej zielone oczy, miały obecnie
kolor wody płynącej ściekiem. Skóra pod oczami była prawie
przezroczysta, widać było przez nią pojedyncze żyłki. Niegdyś, w
czasach swojej świetności, jak je nazywała, nawet lubiła na
siebie patrzeć. To były dni, gdy zawsze miała perfekcyjnie
nałożony makijaż, ufarbowane na blond i zakręcone lokówką
włosy, nienaganny manicure. Nie potrzebowała tych rzeczy, ale czuła
się z nimi pewniejsza siebie. Tak naprawdę była wtedy jeszcze
podlotkiem. Absolwentką stawiającą pierwsze kroki w korporacji.
Później mogła pozwolić sobie na lepszego fryzjera, droższy
manicure, gustowne ubrania. Przyciągała spojrzenia. I to zarówno
mężczyzn jak i kobiet. Potem jednak została mamą i to wszystko,
te drogie ubrania i fryzury, zeszły na dalszy plan, przestały się liczyć. Choć jej mąż
nigdy nie przegapił okazji by zauważyć, że się zaniedbała.
Często powtarzał jej, by coś ze sobą zrobiła. Tęsknił za tą
Natalią, której zazdrościli mu wszyscy koledzy z komendy. To
właśnie wtedy byłam tu pierwszy raz – pomyślała później, gdy
już ubrana w błękitną sukienkę siedziała w hotelowej
restauracji popijając ziołową herbatę zamiast śniadania.
Wszechobecne zapachy spowodowały u niej kolejne tego dnia mdłości,
próbowała je opanować, zanim zdecyduje się wziąć coś do ust.
To właśnie niedługo po urodzeniu Janka byłam w tym hotelu po raz
pierwszy – rozmyślała dalej. - Przy projekcie Kanada.
Trzy miesiące po
urodzeniu pierwszego dziecka, jej firma poprosiła ją by
poprowadziła ważny projekt w Gdańsku. Sam prezes do niej zadzwonił
z tą prośbą. Trzy tygodnie nad morzem w luksusowym hotelu razem z
mężem i synem. Pracodawca wszystko opłacił. Mogła pracować w
dowolnych godzinach i swobodnie dojeżdżać z firmy klienta do
hotelu na karmienie. Propozycja nie do odrzucenia. Po zamknięciu
projektu nie miała już ochoty siedzieć w domu. Wróciła do pracy
na część etatu. Zatrudnili nianię. Grzegorz do tej pory ma jej to
za złe. Uważa, że opuściła ich synka. Jakby ten fakt w
jakikolwiek sposób mógł wpłynąć na późniejsze wydarzenia...
- Czy to miejsce jest
zajęte? - usłyszała pytanie, które wyrwało ją z rozmyślań o
przeszłości. Podniosła wzrok. Przy jej stoliku zatrzymał się
ten sam mężczyzna, który już raz niepokoił ją tego poranka.
Trzymał talerz z grzankami i filiżankę kawy. Jej zapach
przyprawił ją o kolejną falę mdłości. - Zajęte. Tak samo jak
kobieta siedząca naprzeciwko – odpowiedziała niezbyt uprzejmie.
- Przepraszam, ja nie
– mężczyzna zmieszał się – nie... miałem zamiaru pani
nachodzić. Nie śledzę pani, jeśli tego się pani obawia.
Nie odpowiedziała.
Pomysł, że ktoś miałby ją śledzić wydał jej się w pierwszym
momencie absurdalny. Chociaż...
- Po prostu wcześniej,
na górze, wydała mi się pani bardzo czymś zmartwiona. A teraz
spotykamy się ponownie i widzę, że chyba podróżuje pani
samotnie...
- Czekam na kogoś –
sprostowała rozglądając się po pomieszczeniu.
Pora śniadaniowa
kończyła się za dziesięć minut więc oprócz nich w restauracji
było tylko kilka osób. Mężczyzna i kobieta dwa stoliki dalej,
oboje ubrani w granatowe garnitury, prawdopodobnie przyjechali tu w
celach służbowych. Zastanawiała się czy tych dwoje łączy coś
poza pracą. Była jeszcze kobieta, o wiele od niej młodsza,
siedząca tak jak ona samotnie przy czteroosobowym stoliku. A także
elegancki mężczyzna popijający kawę i czytający elektroniczne
wydanie jakiejś gazety.
Mężczyzna stojący nad
nią przerzucił ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Zupełnie
jakby nadal czekał na przyzwolenie choć przecież wydawało jej
się, iż jasno dała do zrozumienia, że nie życzy sobie
towarzystwa. Nie powiedziała prawdy. Nie czekała na
nikogo. Z Martą spotykała się dopiero za cztery godziny. Umówiły
się na dworcu kolejowym. Na neutralnym gruncie. Co prawda
przyjaciółka nalegała by Natalia nocowała u niej, ale tej udało
się skutecznie wykręcić. Nie zniosłaby pobytu w radosnym domu
Marty z jej mężem i trójką przecudownych dzieci. Nie teraz,
gdy...
- Dobrze. Widzę, że
czuje się pani lepiej więc nie zabieram więcej czasu – odezwał
się ponownie mężczyzna. Wydawał się być zawiedziony. Ruszył w
przeciwnym kierunku w poszukiwaniu stolika dla siebie. Przez chwilę
wydawało jej się, że zdecyduje się na jeden z tych stojących na
tarasie, jednak w ostatnim momencie skręcił i usiadł pod oknem,
niedaleko pary w granacie.
Nie miała pojęcia
dlaczego czuła, że czymś go uraziła. Wyjęła telefon i popijając
herbatę udawała, że coś przegląda, a tak naprawdę zerkała z
ukosa na jego profil. Okazał się młodszy niż na początku
założyła. Nie mógł mieć więcej niż czterdzieści kilka lat.
Prawdopodobnie przedwcześnie posiwiał. Zupełnie jak jej mąż.
Pewnie miał stresującą pracę. Zastanowiła się. Nie wyglądał
jej na policjanta choć jego sylwetka była dosyć wysportowana. Nie
zdjął marynarki, którą miał na sobie chyba już przy ich
pierwszym spotkaniu godzinę wcześniej. Dopiero teraz dotarło do
niej, że widziała przecież jak wchodził do restauracji. Co robił
przez ten czas, który ona potrzebowała na powrót do pokoju,
ułożenie włosów i przebranie się?
Siedział wyprostowany,
zajadając śniadanie i popijając je kawą. Choć ze swojego miejsca
nie mogła tego stwierdzić na pewno, wyraz jego twarzy wydawał się
nie zmieniać. Coś między smutkiem, a gniewnym grymasem. Czy ona
wyglądała podobnie? Czy z jej twarzy też można było wyczytać
podobne emocje?
Obsługa restauracji
zaczęła dyskretnie sprzątać jedzenie. To ostatni moment by coś
zjeść. Wstała, chowając telefon w kieszeni sukienki. Dokładnie w
tym samym momencie aparat zaczął wibrować, ale zignorowała to.
Wiedziała kto dzwonił.
Podeszła do bufetu i
nałożyła sobie odrobinę wędliny oraz pieczywa, nie wiedząc, że
jest bacznie obserwowana. Zaparzyła kolejną herbatę i w przypływie
impulsu podeszła do stolika pod oknem.
- Przepraszam jeśli
wcześniej pana uraziłam – powiedziała pojednawczym tonem choć
przecież nie miała powodu do przeprosin. Czuła jednak, że jej
zachowanie mogło wydać się obcesowe.
- Ależ nie ma za co przepraszać – odrzekł i chyba starał się uśmiechnąć przyjacielsko choć wyszedł z tego co najwyżej słaby ironiczny uśmieszek. Wskazał jej krzesło naprzeciwko, a ona skorzystała z tego niemego zaproszenia.
- Ależ nie ma za co przepraszać – odrzekł i chyba starał się uśmiechnąć przyjacielsko choć wyszedł z tego co najwyżej słaby ironiczny uśmieszek. Wskazał jej krzesło naprzeciwko, a ona skorzystała z tego niemego zaproszenia.
- Jestem Natalia –
powiedziała podając mu rękę ponad stołem.
- Brunon – odrzekł
ściskając jej dłoń. - Więc jednak jest pani sama – było to
bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- W pewnym sensie –
przyznała. - Spotykam się tutaj z przyjaciółką.
- Tutaj?
- Tutaj to znaczy
Gdańsku – uściśliła. - Nie jestem stąd – dodała. Jakby
taka konkluzja nie nasuwała się sama z uwagi na fakt, że nocuje w
hotelu.
- A skąd? -
zainteresował się.
Nie odpowiedziała.
Pomyślała o tym, że tylko on zapytał wcześniej czy nie
potrzebuje pomocy, a z tego co kojarzyła jej niespodziewane
załamanie nerwowe w hotelowym korytarzu widziało przynajmniej
dziesięciu innych gości. Załamanie spowodowane brakiem klucza.
Zupełnie jakby niemożność dostania się do pokoju symbolizowała
wszystkie jej życiowe porażki.
- Służbowo czy dla
przyjemności? - zapytał, mając na myśli cel jej
podróży.
- Odwiedzam
przyjaciółkę – odrzekła i nie mijało się to z prawdą. Choć
prawdziwy cel jej przyjazdu nie mieścił się chyba w żadnej
kategorii statystycznej. - A pan?
- Służbowo, ale czy
to wyklucza przyjemności? - zapytał podstępnie. - Widzę, że
czuje się pani lepiej.
- Tak. Rano trochę
się spieszyłam i... - urwała nie wiedząc co właściwie
powiedzieć. Czy można mieć dobry powód usprawiedliwiający
płakanie w miejscu publicznym?
- Podają tu
przepyszne śniadania, nie sądzi pani? - zmienił temat.
Spojrzała na resztkę
kawy i niedojedzonego francuskiego tosta. Podążył za jej wzrokiem.
- Och, tego już nie
wcisnę. Wie pani, pani Natalio, śniadanie jest dla mnie
najważniejszym posiłkiem w ciągu całego dnia. A będąc tutaj
zawsze chcę spróbować po trochu wszystkiego. Dlatego schodzę na
śniadanie dopiero, gdy naprawdę jestem głodny – wyjaśnił.
- Bywa pan tu
częściej?
- Ostatnimi czasy,
owszem – przytaknął. - Jadę tam, gdzie mam do wykonania
zlecenie - powiedział wzdychając. Chyba ogarnęła go jakaś forma nostalgii.
- Zlecenie? -
zaskoczył ją. - Jest pan płatnym zabójcą? - zażartowała i
chwilę później tego pożałowała.
- Reporterem wojennym
– wyjaśnił i jeszcze bardziej się zasępił.
- I ma pan do
wykonania zlecenie w Gdańsku? - zapytała niezbita z tropu.
- Nie, nikt nie wie,
że tu jestem...
Nie zrozumiała co miał
na myśli i dlaczego w ogóle to powiedział. Pomyślała, że
mogłaby powiedzieć coś podobnego. Chociaż nie. Tym razem
poinformowała swoją rodzinę dokąd się wybiera. Jedynie cel
wyjazdu był bardziej skomplikowany niż zwykłe odwiedziny u
przyjaciółki.
- Często odwiedza
pani przyjaciółkę? - zapytał Brunon jakby czytając w jej
myślach.
- Przynajmniej raz do
roku. Mieszka w Pruszczu Gdańskim – wyjaśniła.
- Piękne okolice –
przyznał. - Zabłądziłem tam kiedyś jeżdżąc na rowerze –
uśmiechnął się na to wspomnienie.
- Moja przyjaciółka
przeprowadziła się tam właściwie dopiero w zeszłym roku –
uściśliła. - Nie byłam jeszcze w jej nowym domu. Przeważnie
umawiamy się w centrum.
- Gdańsk to bardzo
inspirujące miasto – powiedział w zamyśleniu.
- Tego pan tu szuka?
Inspiracji? - zaciekawiła się czując, że przeszywa ją
intensywny błękit jego oczu.
Milczał przez chwilę, a
ona postanowiła wykorzystać ten moment by dokończyć swoje
śniadanie. A technicznie rzecz biorąc, dopiero zacząć.
Zastanawiała się czy słyszała o jakimś dziennikarzu wojennym
imieniem Brunon. Z drugiej strony, dlaczego miałaby? Nie czytała
gazet, ani portalów informacyjnych. Temat wojen, zarówno
współczesnych, jak i tych minionych, w ogóle jej nie interesował.
Wystarczała jej osobista wojna domowa toczona z Grzegorzem.
- Rozgryzła mnie
pani, pani Natalio – Brunon odezwał się po dłuższej chwili. -
Mam zamiar napisać książkę i zbieram materiały w Polsce.
- W Polsce?
- Obecnie mieszkam w
Niemczech – wyjaśnił. - Gdańsk odwiedziłem po drodze z
Doniecka.
- Niezbyt to po drodze
– zauważyła. Jego reakcją było wzruszenie ramion. - Dawno pan
wyjechał?
- Na Ukrainę?
- Do Niemiec.
- W tysiąc
dziewięćset osiemdziesiątym ósmym.
- Pochodzi Pan z
Pomorza? - zainteresowała się.
- Z Częstochowy –
odrzekł i pierwszy raz usłyszała jego śmiech. - Pani też jest
dziennikarką? Bo powiedziałbym, że cechuje panią pożądana w
naszym środowisku wnikliwość.
- Jestem audytorem
finansowym – wyjaśniła, choć przecież od lat nie pracowała w
zawodzie. - Czy to właśnie kierowało panem wcześniej, na górze?
Dziennikarska wnikliwość?
- Po prostu nie
spodziewałem się spotkać kobiety płaczącej na podłodze –
wyjaśnił, a uśmiech znikł z jego ust. Powróciło za to
świdrujące spojrzenie.
Zmieszała się.
Rozmawiając z tym człowiekiem na chwilę zapomniała po co tu
właściwie przyjechała i co tak naprawdę doprowadziło ją do łez.
Teraz jednak wszystko wróciło ze zdwojoną mocą. Jak na zawołanie
telefon w jej kieszeni znów zaczął wibrować. Doliczyła się już
jedenastego połączenia tego ranka, a tylko jedna osoba znała ten
numer. Te desperackie próby kontaktu oznaczały jedno – Piotr
przeczytał list, o dostarczenie którego poprosiła zaufaną
koleżankę. List, w którym wyznaje mu całą prawdę. Hania, co
prawda troszkę się pospieszyła. Natalia prosiła ją by poczekała
z przekazaniem wiadomości do popołudnia. Ale czy to właściwie
miało jakiekolwiek znaczenie? I tak zrobi to po co tu przyjechała.
To się stanie dziś i nic nie jest w stanie jej powstrzymać. Choć
jakiś głos w jej głowie uparcie dzień i noc próbował ją od
tego odwieźć. Tej nocy powrócił znów koszmar, który nie śnił
jej się już od dawna. Jej starszy syn Janek płakał i prosił by
go nie zabijała. Widok jego przerażonej twarzy już na zawsze
będzie miała wyryty w sercu. W sercu, pod którym nosiła teraz
inne dziecko. To oraz irracjonalne przekonanie graniczące z
pewnością, że to również będzie chłopiec.
Będzie? Byłby?
Będzie? Byłby?
- Muszę już iść –
powiedziała dopijając herbatę.
Wstała poprawiając
sukienkę. Brunon również podniósł się gwałtownie, a klapa jego
marynarki odchyliła się na chwilę ukazując kaburę z bronią.
Natalia odsunęła się o krok zakrywając usta dłonią.
- O Boże! Jest Pan
policjantem? - zrozumiała jak łatwo dała się nabrać. - On Pana
przysłał?
- Ja... co? -
wymamrotał zdumiony.
Ale jej już nie było.
Wybiegła z restauracji, przebiegła przez lobby i przez obrotowe
drzwi na parking przed hotelem Mercure.
Bardzo ciekawi mnie co sądzicie na temat tego rozdziału. Pomysł jest, bardzo chciałabym więc "pociągnąć" to dalej, jeśli tylko czas pozwoli. Może podczas weekendowego pobytu w hotelu Mercure Warszawa Grand? :)
Komentarze
Prześlij komentarz