Merkury, rozdział 1

Postanowiłam odkurzyć tego bloga. Na początek moje opowiadanie konkursowe zainspirowane fragmentem książki "Grand" Janusza L. Wiśniewskiego. Konkurs organizowany jest dla uczestników warsztatów, które odbyły się 22 lipca w Gdyni podczas See Bloggers.
Celowo nie czytałam jeszcze książki "Grand" by nie sugerować się stylem pisania autora (gdyż nie chcę nikogo naśladować), ani opisanymi w niej historiami. Moje opowiadanie zakłada opis wydarzeń z perspektywy dwóch głównych bohaterów. Kierowałam się również wskazówkami pana Janusza czyli przede wszystkim pisać o miejscach, które się zna, odwoływać się do nich jak najczęściej. No i podsłuchiwać! Najlepsze historie powstają z tych zasłyszanych. Na prawdę nam, lub otaczającym nas ludzi na co dzień przytrafia się wiele niesamowitych historii, które mogą być początkiem do napisania prawdziwego bestsellera.
Fragment, który miał być moją inspiracją znajdziecie poniżej.
Rano nie poszedł na śniadanie. Nie czuł głodu. Wjechał windą na ostatnie piętro i powoli schodził na dół, przechadzając się korytarzami. W pewnej chwili zobaczył siedzącą na podłodze kobietę. Opierała się plecami o ścianę. Zauważyła go, dopiero gdy do niej podszedł. Przestraszyła się. Pośpiesznie okryła nagie uda szlafrokiem. Zaniepokoił się tym, że siedzi sama. Na podłodze...
Janusz L. Wiśniewski, Grand

Zauważyła go, dopiero gdy do niej podszedł. Stanął w bezpiecznej odległości, po drugiej stronie ciasnego korytarza. Miał zatroskany wyraz twarzy. Przynajmniej tak jej się wydawało. Czy to widok zapłakanej nieznajomej tak go zaniepokoił czy miał swoje ważniejsze powody? Pochylił się w jej stronę.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytał, a jego wzrok powędrował w dół ku jej odsłoniętym udom.
Zorientowała się, że szlafrok podsunął jej się odrobinę zbyt wysoko. Poprawiła go pospiesznie uświadamiając sobie, że nie ma pod spodem bielizny.
- Nie, nie trzeba – wymamrotała próbując wstać przy zachowaniu resztek godności – właśnie szłam do swojego pokoju – dodała.
Mężczyzna wyciągnął rękę w pomocnym geście, ale zignorowała ją. Nie chciała by ktokolwiek jej dotykał. A już na pewno nie jakiś przypadkowo napotkany mężczyzna. Przez głowę przeleciała jej myśl, że przecież przyjechała tu właśnie po to, aby odbyć intymne spotkanie z obcym mężczyzną, ale od razu ją odrzuciła.
Podniosła się starając się przy tym okazać choć odrobinę gracji. Choć zaczerwieniony nos i podpuchnięte oczy wyraźnie zdradzały jej lichy stan emocjonalny, więc o żadnej gracji nie było mowy. Uleciała gdzieś wraz z jej godnością, a podejrzewała, że nieco później jeszcze tego samego dnia straci również resztki szacunku do samej siebie. Nie pozostanie jej już nic. Choć naturalnie tego mężczyzny w ogóle to nie interesowało, i nie powinno.
-Mieszka pani na tym piętrze? - zapytał, przyglądając się tym razem jej twarzy. Jego głos był zachrypnięty, jakby długo nieużywany. Obstawiła długoletniego palacza.
- Tak... nie. To znaczy tak, ale wracam na dół. Chyba zostawiłam klucz pod prysznicem – wyjaśniła.
- Na dole?
- Tak. Obok siłowni.
- Rozumiem. Ubranie też pani zostawiła na dole? - zapytał rozglądając się zapewne w poszukiwaniu torby na odzież sportową.
Czuła, że się czerwieni. Po raz drugi przypomniała sobie, że jest praktycznie naga. W ciasnym korytarzu na przedostatnim piętrze hotelu. Ze starszym, trochę zbyt wścibskim mężczyzną.
- Oddałam do prania – powiedziała mając na myśli swój strój sportowy. - Pójdę już.
Zrobiła kilka niezgrabnych kroków w stronę windy. Pomyślała, że musi wyglądać idiotycznie w przykrótkim szlafroku i starych zużytych klapkach. Nacisnęła przycisk dający znać, że chce jechać w dół. Mężczyzna nie ruszył się z miejsca, ale czuła, że ją obserwuje. Przeczesała ręką włosy. Pomyślała, że musi wyglądać koszmarnie.
- Może przyniosę pani ten klucz? - usłyszała pytanie tuż zza swoich pleców. Podskoczyła zaskoczona. - Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć.
- Nie, po prostu... myślałam, że już pan sobie poszedł.
- Nie chcę być natrętny – powiedział podnosząc ręce w geście pokazującym, że nie ma złych zamiarów. - Zwyczajnie pomyślałem, że nie chce pani paradować w tym stroju po całym hotelu.
- Paradować? - powtórzyła zdumiona.
- Pokazywać się – uściślił.
- Przyszłam tak na górę – przypomniała. Zaczynał ją irytować. Winda nadal nie przyjeżdżała. - Dziękuję za troskę, ale poradzę sobie – odpowiedziała stanowczo. Jego mina zdradzała, że bardzo w to wątpił.
Usłyszeli cichy dzwonek windy i drzwi się przed nimi rozsunęły. Ze środka wyszła para w średnim wieku. Zapewne wracali ze śniadania. Natalia uświadomiła sobie, że jest bardzo głodna. Już dawno minęła pora, o której zwyczajowo jadała śniadanie. Kiedyś, w poprzednim życiu – pomyślała – zanim pewien mały człowieczek powywracał wszystko do góry nogami. Potrząsnęła głową chcąc odgonić te myśli. Wsiadła do windy i ze zdumieniem przekonała się, że jej nachalny towarzysz zrobił to samo.
- Parter? - zapytał.
- Tak, poproszę – skinęła głową. Odwróciła od niego wzrok jednak nadal widziała jego odbicie w dużym lustrze, które zajmowało jedną z bocznych ścianek kabiny. Nie patrzył na nią. Spoglądał prosto przed siebie. Pomyślała, że ma dość przyjemną aparycję, choć pewnie wyglądałby lepiej, gdyby na jego twarzy nie gościł grymas, którego przyczyny nie miała jak się domyślić. - Jedzie pan na śniadanie? - zapytała zanim zdążyła się ugryźć w język. Ich spojrzenia spotkały się w lustrzanym odbiciu.
- Tak. Choć właściwie nie jestem głodny. Myślałem, że jeśli się przejdę - urwał w środku zdania. - Dlaczego pani płakała? - zapytał znienacka.
Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. Dołączyła do nich młoda kobieta ciągnąc za sobą małą czerwoną walizeczkę na kółkach. Pojawienie się dodatkowej pasażerki uratowało ją przed odpowiedzią na to niezbyt uprzejme pytanie. Wysiedli w lobby i każde z nich bez słowa udało się w przeciwnych kierunkach. Natalia skierowała się ku schodom prowadzącym w dół do strefy fitness. Jej niechciany towarzysz zaś podążył do hotelowej restauracji w drzwiach przepuszczając blondynkę z czerwoną walizką. Wiedziała o tym, gdyż nie wytrzymała i spojrzała przez ramię. Chciała się upewnić, że spławiła natręta.
Klucz do jej pokoju leżał tam, gdzie spodziewała się go znaleźć. W plastikowym pojemniku zamontowanym do ścianki prysznica. Wrzuciła go tam bezmyślnie nie mając co z nim zrobić po pozbyciu się ubrań. Opłukała go z mydła w umywalce. Spojrzała na swoje odbicie. Wyglądała na starszą, niż była w rzeczywistości. Potrafiła to sama przed sobą przyznać. I czuła się tak samo staro. Za osiem dni skończy trzydzieści dziewięć lat, a wyglądała na co najmniej dziesięć więcej. Jej włosy, kiedyś zadbane i równo przycięte, teraz przypominały włosie miotły do zamiatania podłogi. Końcówki pamiętały resztki rozjaśniacza, natomiast odrost miał jej zwyczajny mysi kolor, z którym borykała się przez całe życie i szczerze go nienawidziła. Jej zielone oczy, miały obecnie kolor wody płynącej ściekiem. Skóra pod oczami była prawie przezroczysta, widać było przez nią pojedyncze żyłki. Niegdyś, w czasach swojej świetności, jak je nazywała, nawet lubiła na siebie patrzeć. To były dni, gdy zawsze miała perfekcyjnie nałożony makijaż, ufarbowane na blond i zakręcone lokówką włosy, nienaganny manicure. Nie potrzebowała tych rzeczy, ale czuła się z nimi pewniejsza siebie. Tak naprawdę była wtedy jeszcze podlotkiem. Absolwentką stawiającą pierwsze kroki w korporacji. Później mogła pozwolić sobie na lepszego fryzjera, droższy manicure, gustowne ubrania. Przyciągała spojrzenia. I to zarówno mężczyzn jak i kobiet. Potem jednak została mamą i to wszystko, te drogie ubrania i fryzury, zeszły na dalszy plan, przestały się liczyć. Choć jej mąż nigdy nie przegapił okazji by zauważyć, że się zaniedbała. Często powtarzał jej, by coś ze sobą zrobiła. Tęsknił za tą Natalią, której zazdrościli mu wszyscy koledzy z komendy. To właśnie wtedy byłam tu pierwszy raz – pomyślała później, gdy już ubrana w błękitną sukienkę siedziała w hotelowej restauracji popijając ziołową herbatę zamiast śniadania. Wszechobecne zapachy spowodowały u niej kolejne tego dnia mdłości, próbowała je opanować, zanim zdecyduje się wziąć coś do ust. To właśnie niedługo po urodzeniu Janka byłam w tym hotelu po raz pierwszy – rozmyślała dalej. - Przy projekcie Kanada.
Trzy miesiące po urodzeniu pierwszego dziecka, jej firma poprosiła ją by poprowadziła ważny projekt w Gdańsku. Sam prezes do niej zadzwonił z tą prośbą. Trzy tygodnie nad morzem w luksusowym hotelu razem z mężem i synem. Pracodawca wszystko opłacił. Mogła pracować w dowolnych godzinach i swobodnie dojeżdżać z firmy klienta do hotelu na karmienie. Propozycja nie do odrzucenia. Po zamknięciu projektu nie miała już ochoty siedzieć w domu. Wróciła do pracy na część etatu. Zatrudnili nianię. Grzegorz do tej pory ma jej to za złe. Uważa, że opuściła ich synka. Jakby ten fakt w jakikolwiek sposób mógł wpłynąć na późniejsze wydarzenia...
- Czy to miejsce jest zajęte? - usłyszała pytanie, które wyrwało ją z rozmyślań o przeszłości. Podniosła wzrok. Przy jej stoliku zatrzymał się ten sam mężczyzna, który już raz niepokoił ją tego poranka. Trzymał talerz z grzankami i filiżankę kawy. Jej zapach przyprawił ją o kolejną falę mdłości. - Zajęte. Tak samo jak kobieta siedząca naprzeciwko – odpowiedziała niezbyt uprzejmie.
- Przepraszam, ja nie – mężczyzna zmieszał się – nie... miałem zamiaru pani nachodzić. Nie śledzę pani, jeśli tego się pani obawia.
Nie odpowiedziała. Pomysł, że ktoś miałby ją śledzić wydał jej się w pierwszym momencie absurdalny. Chociaż...
- Po prostu wcześniej, na górze, wydała mi się pani bardzo czymś zmartwiona. A teraz spotykamy się ponownie i widzę, że chyba podróżuje pani samotnie...
- Czekam na kogoś – sprostowała rozglądając się po pomieszczeniu. 
Pora śniadaniowa kończyła się za dziesięć minut więc oprócz nich w restauracji było tylko kilka osób. Mężczyzna i kobieta dwa stoliki dalej, oboje ubrani w granatowe garnitury, prawdopodobnie przyjechali tu w celach służbowych. Zastanawiała się czy tych dwoje łączy coś poza pracą. Była jeszcze kobieta, o wiele od niej młodsza, siedząca tak jak ona samotnie przy czteroosobowym stoliku. A także elegancki mężczyzna popijający kawę i czytający elektroniczne wydanie jakiejś gazety.
Mężczyzna stojący nad nią przerzucił ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Zupełnie jakby nadal czekał na przyzwolenie choć przecież wydawało jej się, iż jasno dała do zrozumienia, że nie życzy sobie towarzystwa. Nie powiedziała prawdy. Nie czekała na nikogo. Z Martą spotykała się dopiero za cztery godziny. Umówiły się na dworcu kolejowym. Na neutralnym gruncie. Co prawda przyjaciółka nalegała by Natalia nocowała u niej, ale tej udało się skutecznie wykręcić. Nie zniosłaby pobytu w radosnym domu Marty z jej mężem i trójką przecudownych dzieci. Nie teraz, gdy...
- Dobrze. Widzę, że czuje się pani lepiej więc nie zabieram więcej czasu – odezwał się ponownie mężczyzna. Wydawał się być zawiedziony. Ruszył w przeciwnym kierunku w poszukiwaniu stolika dla siebie. Przez chwilę wydawało jej się, że zdecyduje się na jeden z tych stojących na tarasie, jednak w ostatnim momencie skręcił i usiadł pod oknem, niedaleko pary w granacie.
Nie miała pojęcia dlaczego czuła, że czymś go uraziła. Wyjęła telefon i popijając herbatę udawała, że coś przegląda, a tak naprawdę zerkała z ukosa na jego profil. Okazał się młodszy niż na początku założyła. Nie mógł mieć więcej niż czterdzieści kilka lat. Prawdopodobnie przedwcześnie posiwiał. Zupełnie jak jej mąż. Pewnie miał stresującą pracę. Zastanowiła się. Nie wyglądał jej na policjanta choć jego sylwetka była dosyć wysportowana. Nie zdjął marynarki, którą miał na sobie chyba już przy ich pierwszym spotkaniu godzinę wcześniej. Dopiero teraz dotarło do niej, że widziała przecież jak wchodził do restauracji. Co robił przez ten czas, który ona potrzebowała na powrót do pokoju, ułożenie włosów i przebranie się?
Siedział wyprostowany, zajadając śniadanie i popijając je kawą. Choć ze swojego miejsca nie mogła tego stwierdzić na pewno, wyraz jego twarzy wydawał się nie zmieniać. Coś między smutkiem, a gniewnym grymasem. Czy ona wyglądała podobnie? Czy z jej twarzy też można było wyczytać podobne emocje?
Obsługa restauracji zaczęła dyskretnie sprzątać jedzenie. To ostatni moment by coś zjeść. Wstała, chowając telefon w kieszeni sukienki. Dokładnie w tym samym momencie aparat zaczął wibrować, ale zignorowała to. Wiedziała kto dzwonił.
Podeszła do bufetu i nałożyła sobie odrobinę wędliny oraz pieczywa, nie wiedząc, że jest bacznie obserwowana. Zaparzyła kolejną herbatę i w przypływie impulsu podeszła do stolika pod oknem.
- Przepraszam jeśli wcześniej pana uraziłam – powiedziała pojednawczym tonem choć przecież nie miała powodu do przeprosin. Czuła jednak, że jej zachowanie mogło wydać się obcesowe.
- Ależ nie ma za co przepraszać – odrzekł i chyba starał się uśmiechnąć przyjacielsko choć wyszedł z tego co najwyżej słaby ironiczny uśmieszek. Wskazał jej krzesło naprzeciwko, a ona skorzystała z tego niemego zaproszenia.
- Jestem Natalia – powiedziała podając mu rękę ponad stołem.
- Brunon – odrzekł ściskając jej dłoń. - Więc jednak jest pani sama – było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- W pewnym sensie – przyznała. - Spotykam się tutaj z przyjaciółką.
- Tutaj?
- Tutaj to znaczy Gdańsku – uściśliła. - Nie jestem stąd – dodała. Jakby taka konkluzja nie nasuwała się sama z uwagi na fakt, że nocuje w hotelu.
- A skąd? - zainteresował się.
Nie odpowiedziała. Pomyślała o tym, że tylko on zapytał wcześniej czy nie potrzebuje pomocy, a z tego co kojarzyła jej niespodziewane załamanie nerwowe w hotelowym korytarzu widziało przynajmniej dziesięciu innych gości. Załamanie spowodowane brakiem klucza. Zupełnie jakby niemożność dostania się do pokoju symbolizowała wszystkie jej życiowe porażki.
- Służbowo czy dla przyjemności? - zapytał, mając na myśli cel jej podróży.
- Odwiedzam przyjaciółkę – odrzekła i nie mijało się to z prawdą. Choć prawdziwy cel jej przyjazdu nie mieścił się chyba w żadnej kategorii statystycznej. - A pan?
- Służbowo, ale czy to wyklucza przyjemności? - zapytał podstępnie. - Widzę, że czuje się pani lepiej.
- Tak. Rano trochę się spieszyłam i... - urwała nie wiedząc co właściwie powiedzieć. Czy można mieć dobry powód usprawiedliwiający płakanie w miejscu publicznym?
- Podają tu przepyszne śniadania, nie sądzi pani? - zmienił temat.
Spojrzała na resztkę kawy i niedojedzonego francuskiego tosta. Podążył za jej wzrokiem.
- Och, tego już nie wcisnę. Wie pani, pani Natalio, śniadanie jest dla mnie najważniejszym posiłkiem w ciągu całego dnia. A będąc tutaj zawsze chcę spróbować po trochu wszystkiego. Dlatego schodzę na śniadanie dopiero, gdy naprawdę jestem głodny – wyjaśnił.
- Bywa pan tu częściej?
- Ostatnimi czasy, owszem – przytaknął. - Jadę tam, gdzie mam do wykonania zlecenie - powiedział wzdychając. Chyba ogarnęła go jakaś forma nostalgii.
- Zlecenie? - zaskoczył ją. - Jest pan płatnym zabójcą? - zażartowała i chwilę później tego pożałowała.
- Reporterem wojennym – wyjaśnił i jeszcze bardziej się zasępił.
- I ma pan do wykonania zlecenie w Gdańsku? - zapytała niezbita z tropu.
- Nie, nikt nie wie, że tu jestem...
Nie zrozumiała co miał na myśli i dlaczego w ogóle to powiedział. Pomyślała, że mogłaby powiedzieć coś podobnego. Chociaż nie. Tym razem poinformowała swoją rodzinę dokąd się wybiera. Jedynie cel wyjazdu był bardziej skomplikowany niż zwykłe odwiedziny u przyjaciółki.
- Często odwiedza pani przyjaciółkę? - zapytał Brunon jakby czytając w jej myślach.
- Przynajmniej raz do roku. Mieszka w Pruszczu Gdańskim – wyjaśniła.
- Piękne okolice – przyznał. - Zabłądziłem tam kiedyś jeżdżąc na rowerze – uśmiechnął się na to wspomnienie.
- Moja przyjaciółka przeprowadziła się tam właściwie dopiero w zeszłym roku – uściśliła. - Nie byłam jeszcze w jej nowym domu. Przeważnie umawiamy się w centrum.
- Gdańsk to bardzo inspirujące miasto – powiedział w zamyśleniu.
- Tego pan tu szuka? Inspiracji? - zaciekawiła się czując, że przeszywa ją intensywny błękit jego oczu.
Milczał przez chwilę, a ona postanowiła wykorzystać ten moment by dokończyć swoje śniadanie. A technicznie rzecz biorąc, dopiero zacząć. Zastanawiała się czy słyszała o jakimś dziennikarzu wojennym imieniem Brunon. Z drugiej strony, dlaczego miałaby? Nie czytała gazet, ani portalów informacyjnych. Temat wojen, zarówno współczesnych, jak i tych minionych, w ogóle jej nie interesował. Wystarczała jej osobista wojna domowa toczona z Grzegorzem.
- Rozgryzła mnie pani, pani Natalio – Brunon odezwał się po dłuższej chwili. - Mam zamiar napisać książkę i zbieram materiały w Polsce.
- W Polsce? 
- Obecnie mieszkam w Niemczech – wyjaśnił. - Gdańsk odwiedziłem po drodze z Doniecka.
- Niezbyt to po drodze – zauważyła. Jego reakcją było wzruszenie ramion. - Dawno pan wyjechał?
- Na Ukrainę?
- Do Niemiec.
- W tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym ósmym.
- Pochodzi Pan z Pomorza? - zainteresowała się.
- Z Częstochowy – odrzekł i pierwszy raz usłyszała jego śmiech. - Pani też jest dziennikarką? Bo powiedziałbym, że cechuje panią pożądana w naszym środowisku wnikliwość.
- Jestem audytorem finansowym – wyjaśniła, choć przecież od lat nie pracowała w zawodzie. - Czy to właśnie kierowało panem wcześniej, na górze? Dziennikarska wnikliwość?
- Po prostu nie spodziewałem się spotkać kobiety płaczącej na podłodze – wyjaśnił, a uśmiech znikł z jego ust. Powróciło za to świdrujące spojrzenie.
Zmieszała się. Rozmawiając z tym człowiekiem na chwilę zapomniała po co tu właściwie przyjechała i co tak naprawdę doprowadziło ją do łez. Teraz jednak wszystko wróciło ze zdwojoną mocą. Jak na zawołanie telefon w jej kieszeni znów zaczął wibrować. Doliczyła się już jedenastego połączenia tego ranka, a tylko jedna osoba znała ten numer. Te desperackie próby kontaktu oznaczały jedno – Piotr przeczytał list, o dostarczenie którego poprosiła zaufaną koleżankę. List, w którym wyznaje mu całą prawdę. Hania, co prawda troszkę się pospieszyła. Natalia prosiła ją by poczekała z przekazaniem wiadomości do popołudnia. Ale czy to właściwie miało jakiekolwiek znaczenie? I tak zrobi to po co tu przyjechała. To się stanie dziś i nic nie jest w stanie jej powstrzymać. Choć jakiś głos w jej głowie uparcie dzień i noc próbował ją od tego odwieźć. Tej nocy powrócił znów koszmar, który nie śnił jej się już od dawna. Jej starszy syn Janek płakał i prosił by go nie zabijała. Widok jego przerażonej twarzy już na zawsze będzie miała wyryty w sercu. W sercu, pod którym nosiła teraz inne dziecko. To oraz irracjonalne przekonanie graniczące z pewnością, że to również będzie chłopiec.
Będzie? Byłby?
- Muszę już iść – powiedziała dopijając herbatę.
Wstała poprawiając sukienkę. Brunon również podniósł się gwałtownie, a klapa jego marynarki odchyliła się na chwilę ukazując kaburę z bronią. Natalia odsunęła się o krok zakrywając usta dłonią.
- O Boże! Jest Pan policjantem? - zrozumiała jak łatwo dała się nabrać. - On Pana przysłał?
- Ja... co? - wymamrotał zdumiony.
Ale jej już nie było. Wybiegła z restauracji, przebiegła przez lobby i przez obrotowe drzwi na parking przed hotelem Mercure.
 

Bardzo ciekawi mnie co sądzicie na temat tego rozdziału. Pomysł jest, bardzo chciałabym więc "pociągnąć" to dalej, jeśli tylko czas pozwoli. Może podczas weekendowego pobytu w hotelu Mercure Warszawa Grand? :)

Komentarze